Legalizacja marihuany to temat częstych dysput społecznych w Polsce. Ciągle ociera się o politykę, ale dla miłośników konopi znaczy to tyle, co nic. O ile w świecie kolejne kraje przekonują się, że marihuana nie jest czystym złem, a daje konkretne korzyści, przepisy w Polsce wciąż są skrajnie restrykcyjne. Czy to ma szansę zmienić się w przyszłości? Co na stan dzisiejszy „wolno”?
Legalizacja marihuany – Polska. Jakie są potencjalne korzyści?
Chociaż od lat rozmawia się o legalizacji marihuany na użytek własny, do tej pory nic nie zmieniło się na lepsze. Do rządu nie dociera, że miałoby to znacznie więcej korzyści niż wad. Oczywiście zdanie miłośników konopi jest subiektywne, bo w końcu chodzi o ich hobby. Jednakże patrząc na temat z dystansu można również wyłonić konkretne argumenty:
- Znaczne wpływy do budżetu kraju.
- Stworzenie nowych miejsc pracy.
- Odciążenie funkcjonariuszy prawa i sądów, które muszą zajmować się mrzonkami, tj. sprawami dotyczącymi „przestępców”, których przykładowo przyłapano na posiadaniu 1g paków konopi indyjskich.
- Większy wpływ na regulację rynku, co poprawiłoby jakość i bezpieczeństwo stosowania.
- Wyeliminowanie czarnego rynku. Dodatkowo jak pokazują badania w krajach, w których marihuana jest legalna, nie miało to większego wpływu na wzrost wskaźników przestępczości.
- Zmniejszenie uprzedzeń i mitów dotyczących marihuany.
- Rząd nie powinien decydować za osoby dorosłe, czy mogą korzystać z używek. Nadmierna kontrola obywatela jest niezdrowa.
Dr Piotr Kładoczny, wiceprezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, uważa, że „dekryminalizacja marihuany, która jest niewątpliwie łagodniejsza i mniej uzależniająca niż alkohol, mogłaby spowodować, że ludzie nie wchodziliby w dopalacze.” – podaje infor.pl. Ot, dodatkowy plus.
Legalizacja marihuany – Polska: jak wygląda sytuacja?
Posiadanie niewielkich ilości marihuany do 2000 roku nie wiązało się z przykrymi konsekwencjami, tj. nie podlegało karze. Sytuacja zmieniła się wraz z wprowadzeniem przepisu art. 62, który zakłada, że karane jest posiadanie dowolnego rodzaju narkotyku, niezależnie od ilości oraz celu posiadania. Miało to uskutecznić pracę policji i ograniczyć sytuacje, gdy diler tłumaczy się, że posiada narkotyki (niezależnie od ilości) na własny użytek. W praktyce jednak okazało się, że jest to dodatkowy kłopot dla funkcjonariuszy, a także sądów, które są zobligowane także do działań, w których nie ma ewidentnej szkodliwości społecznej. Wisienką na torcie była sprawa nastolatka, który stanął przed sądem za posiadanie 0,0077 grama marihuany (Koszalin 2018). Oczywiście po wprowadzeniu regulacji „skuteczność” policji wzrosła w tym aspekcie. Tylko, że statystyki nie uwzględniają, ile spraw podobnych jak powyżej podkręciło wyniki.
Pomimo upływu ponad dwóch dekad sytuacja nie uległa poprawie. Postrzeganie społeczne jest nieco przychylniejsze niż kiedyś, jednak wciąż mamy jedno z najbardziej restrykcyjnych praw w Europie. Marihuany nie można uprawiać, nie można także posiadać nawet w niewielkiej ilości. Wysokość kary zależy od tego, czy sąd ustali, że marihuana była na własny użytek lub na handel. W pierwszym przypadku trzeba liczyć się z ryzykiem pozbawienia wolności do 3 lat, w drugim od roku do 10 lat. Co do ilości marihuany – prawo nie jest precyzyjne i pozostawia dużą elastyczność sądom.
Dekryminalizacja v legalizacja marihuany w Europie
Liczba krajów, w których marihuana jest legalna zwiększa się. Ostatnio do tej grupy dołączyła Kanada i Urugwaj. Różnica pomiędzy dekryminalizacją a legalizacją marihuany jest znaczna. Pierwszy „status” po prostu znosi kary za posiadanie marihuany do użytku własnego. Legalizacja pozwala na szersze działania – obrót, możliwość zakupu w punktach sprzedaży (państwowych i prywatnych), lepszą standaryzację surowca roślinnego (czyli kontrole jakości).
Do europejskich krajów, w których zdekryminalizowano konopie z THC zalicza się Austrię, Chorwację, Czechy, Danię, Estonię, Gruzję, Hiszpanię, Holandię, Luksemburg, Mołdawię, Niemcy, Portugalię, Rumunię, Rosję, Słowenię, Ukrainę i Włochy.
Przykładem dla innych jest Malta. W tym kraju w grudniu 2021 zalegalizowano marihuanę na użytek własny. Można posiadać konopie indyjskie, uprawiać je i korzystać z lokali, które serwują „zioło”. Podobną drogą chcą pójść Niemcy. Rząd federalny w poprzednim roku zatwierdził plany legalizacji marihuany. To na razie pierwszy krok. Nie wiadomo, czy ustawa wejdzie w życie, m.in. przez potencjalny konflikt z przepisami UE. Sprawa jest w toku. W przypadku sukcesu legalizacji miłośnik konopi będzie mógł uprawiać maksymalnie dwie rośliny i posiadać do 30g marihuany. Gorsza wiadomość: legalna ma być marihuana lekka do średnio wysokiej (maks. 15% THC). Koalicja rządowa przekonuje, że plan zapewni kontrolę jakości, chroniąc jednocześnie młodych ludzi – podaje rp.pl. Czy pójdziemy śladami Niemiec?
Pierwsze kroki legalizacji marihuany w Niemczech. Jakie to ma znaczenie dla Polski?
Legalizacja marihuany w Niemczech oznacza ogromne wpływy do budżetu zachodniego sąsiada. Działanie raczej trzeba oceniać na plus, gdyż ma szansę rozpocząć pewien proceder w krajach UE. Być może kiedyś tą drogą pójdzie Polska, chociaż nie jest to nadzieja oparta na solidnych podstawach.
W Polsce powstał Parlamentarny Zespół ds. Legalizacji Marihuany reprezentowany głównie przez Lewicę i Wolnościowców. Póki co, konkretów jednak nie widać.
Marihuana lecznicza w Polsce
W Polsce wzorem wielu europejskich krajów można korzystać z marihuany medycznej. Słowo „można” jednak jest lekko przesadzone, gdyż zdobycie na to zgody nie jest sprawą łatwą. Marihuanę można kupić jedynie na receptę, a pacjenci mają obecnie do dyspozycji 6 odmian. Dlatego musi być przepisana przez lekarza i służyć leczeniu konkretnych schorzeń. Złe samopoczucie nie zalicza się do nich.
Zgodnie z art. 33 a Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii marihuanę medyczną określa się jako ziele konopi innych niż włókniste oraz wyciągi i nalewki farmaceutyczne z konopi innych niż włókniste oraz żywica konopi innych niż włókniste, które mogą stanowić surowiec farmaceutyczny przeznaczony do sporządzania leków recepturowych sprzedawanych na receptę w aptekach.
Dopuszczalna marihuana zawiera do 0,3% THC, czyli stężenie „śladowe”. Nie jest to raczej to, na czym „konopnym tygryskom” należy najbardziej.